Lepiej nie będzie (11): Męczy mnie marnowanie życia
Jestem
człowiekiem, który szybko się męczy. Mam chyba małą pojemność umysłową, bo gdy
popracuję dwie, trzy godziny przed komputerem, potrzebuję przerwy, która często
rozrasta się do czasu porównywalnego z tym, który spędzam na robieniu czegoś
konkretnego. Choć uwielbiam działać, to jednak mój dzień zazwyczaj po połowie jest
podzielony na pracę i opieprzanie się. Dodatkowo wieczorami siedzę do późna -
czy to oglądając ten sam film któryś już raz, czy to przeglądając Instagrama, w
głowie mając myśli, że jestem już zbyt zmęczony na robienie czegokolwiek
kreatywnego. Dlatego siedzę do trzeciej w nocy i gapię się tępo w telefon bądź
sufit. Ale nie potrafię wcześnie kłaść się spać. A przez to rano wstaję o
dziesiątej i z marszu nie mam siły na życie.
Po
kilku takich dniach potrzebuję się zresetować. Dziś znów jest ten dzień.
Pojutrze mam poprawkę, dlatego cały dzień udawałem, że się uczę, a tym czasem
siedziałem i nie robiłem nic, bo poszedłem późno spać i nie miałem siły na
cokolwiek. Na pulpicie spoczywa niedokończony plik, który muszę wysłać do pracy
za kilka dni, a także tematy wypracowań, które muszę napisać, aby zaliczyć inny
przedmiot.
A
ja siedzę. Wypiłem dwie kawy, zjadłem kebaba, wstawiłem kilka postów na
Instagrama i Facebooka - to moje dzisiejsze osiągnięcia.
Męczy
mnie takie marnowanie życia. Uwielbiam coś robić, ale z drugiej strony niekiedy
nie potrafię się przełamać czy też spiąć i zabrać do roboty, a zamiast tego
siedzę bezczynnie, a to męczy mnie jeszcze bardziej - zarówno ciało, jak i duszę. Choć
padam na twarz z potrzeby snu, zapewne dziś także posiedzę do około drugiej w
nocy, bo mam ochotę napić się piwa i obejrzeć jakiś film. A przecież mógłbym
robić inne rzeczy, które uwielbiam - pisać zaczętą dopiero co powieść,
poprawiać inną, pisać zbiór tekstów, który sobie powoli opracowuję, zrobić
jakiś fajny rysunek, grafikę, animację.
Okłamuję
samego siebie, że nie mam siły, że nic mi się nie chce, że potrzebuję
odpoczynku. Tymczasem odpoczynek zdaje się niszczyć mnie godzina po godzinie,
wybija z rytmu. Jutro zapewne czeka mnie to samo. Również za tydzień, za dwa. Można
to porównać do palacza, który rzuca palenie i mówi sobie, że teraz
będzie miał dużo pieniędzy. Ale one i tak się gdzieś rozpływają, bo nie
gospodaruje się nimi w sposób określony. Chyba że systematycznie, zamiast iść do
Żabki po fajki, będzie się wrzucało te piętnaście złotych do słoika. Wtedy
efekt będzie widoczny. Ja niestety praktykuję tę pierwszą wersję - choć mam
sporo wolnego czasu, nie potrafię go dobrze zagospodarować i wykorzystać.
Choć
wiem, że przez taki brak działania nigdy nie będzie lepiej, to jednak nie
potrafię tego powstrzymać. A przez to jedynie potwierdzam ten codzienny
pesymizm, który coraz mocniej wgryza się w moje wewnętrzne błędne koło. A
świadomość, że i tak wszystko to zmierza do nieuchronnego końca, jedynie
potwierdza mnie w przekonaniu, że wcale nie robię źle.
________________________
Po więcej zapraszam na mojego Facebooka:
https://tiny.pl/t3r5n
I Instagrama:
https://tiny.pl/t3r5b
________________________
Po więcej zapraszam na mojego Facebooka:
https://tiny.pl/t3r5n
I Instagrama:
https://tiny.pl/t3r5b
Chronicznie jestem ofiarą tego zjawiska -,- dobrego filmu życzę
OdpowiedzUsuńDzięki. Dobrego wieczoru i lepszej motywacji w takim razie życzę ;)
UsuńZnam ten stan. Mnie ratuje praca w systemie zmianowym. I klasyczna motywacja: "pracuj, bo jesteś biedny". Ale w domu często za pomocą spychologii kumulują się prace do wykonania i przychodzi moment, gdy już nie da się nic opóźnić ani przesunąć. I wtedy w szale działania robię to co trzeba, a często nawet jeszcze trochę więcej. Ze snem to mam nawet gorzej. Jestem nocnym stworzeniem i wstawanie o 5.00, co mnie niestety czeka jutro, to dla mnie katorga i zło najgorsze. A spać położę się pewnie po północy, bo prędzej nie ma sensu. I tak z tygodnia na tydzień, które są przedzielone weekendami w czasie których staram się robić jak najmniej, marnuję swój czas rok po roku. A trochę ich już upłynęło... Ale dobrze zmarnoeany czas też ma swoją wartość, a ambicje już dawno pogrzebałem. I jakoś się to kręci, czego i Tobie życzę.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko radzę nie grzebać ambicji zupełnie, może w tym szale nadrabiania uda się je jakoś jeszcze odnaleźć.
UsuńTekst o mnie. Szału dostaje, zmotywować się nie potrafię. Na dodatek popełniam karygodne błędy życiowe nie myśląc o konsekwencjach. Nic mi się nie chce, lecz nie wynika to z lenistwa. Trzymaj się bracie niedoli.
OdpowiedzUsuńTrzeba by może jakoś wspólnie (zapewne całym ludzkim społeczeństwem) pomyśleć nad sensownym rozwiązaniem...
UsuńMoje życie w pigułce, historia z żabką i fajkami zrobiła mi wieczór bo to właśnie ja raz na pół roku. Szanuję Cię o Twój realizm. Zostań.
OdpowiedzUsuńBędę się starał, chyba że zapadnę się w sobie...
UsuńTen tekst można nazwać pomnikiem dla tego stanu agonii. Jestem osobą, która przy odrobinie wkładu własnego mogłaby wiele dać sobie i światu, bardzo ułatwić życie. Codziennie otacza mnie głos, starający przekazać mi, ze się marnuje nie robiąc nic. Zanim on zdąży dokończyć, ja odpowiadam niezaprzeczalnym argumentem mojego zmęczenia. Zmęczenia niczym. Boję się podjąć akcje, bo wróżę sobie tym samym śmierć z wycięczenia. Błędne koło. Szukam już kilka lat lekarstwa na tą przypadłość, lecz znaleść nie mogę. Nie mogę i wciąż tkwię w tym stanie. Myślałam, że na końcu posta będzie jakiś punkt kulminacyjny, który wszystko zmieni w moim życiu. Nie było, ale mimo to - nie zawiodłam się.
OdpowiedzUsuńTeż szukam lekarstwa, ale sam siebie zawodzę, bo wciąż go nie znajduję...
UsuńJakbym czytała o sobie.
OdpowiedzUsuńCzuję się dokładnie tak samo i każdego dnia mówię sobie "dzisiaj się wezmę szybko do pracy, zrobię co mam zrobic i będę miała wolny wieczór". Niestety kończy się jak zwykle, czyli opieprzam się przez pół dnia, wieczorem zaczynam się uczyć, panikuję, że braknie mi czasu, więc zarywam nockę. I tak codziennie. Błędne koło się zamyka...
Łączę się w bólu i pozdrawiam
Może kiedyś jednak uda nam się najpierw coś zrobić, a potem cieszyć się słodką wolnością, która wtedy mogłaby być twórcza. Może kiedyś...
UsuńPo przeczytaniu sobie tego smutnego tekstu na wieczór naszła mnie refleksja, że niektóre jednostki to się w tym świecie muszą zmarnować. Ja to najbardziej bym chciała mieć wieczne wakacje - niewymagającą pracę przez kilka godzin, a potem dzielenie całego dnia na czytanie, pisanie, siedzenie z przyjaciółmi i obcowanie ze sztuką. Taka ze mnie idealna klasa próżniacza. Przykro się do tego przyznawać w czasie, który kładzie nacisk na rozwój i pęd ku awansowi, ale tak jest. Zostaje tylko bycie całe życie zmęczonym i zmarnowanym albo nadzieja, że mój psychiatra mi kiedyś coś na ten stan przepisze.
OdpowiedzUsuń