Lepiej nie będzie (13): Majówka, czyli nie wymiotujcie na nikogo, ani nie dajcie zwymiotować na siebie
Majówka to prawdziwy festiwal zmysłów.
I choć to także mozaika gorzkiej codzienności, to jednak w kumulacyjnej
wersji premium.
Zaczyna się od zmysłu węchu - już na wstępie bowiem czuć, że
wszyscy mamy wolne nie tylko od pracy, ale i mycia się. Gdzie by się nie
wsiadło, tam z tłumu unosi się swąd potu - szczególnie z nieumytych pach i
okolic intymnych. Do tego dochodzi często zapach alkoholu i papierosów - naszych
najlepszych perfum, które walczą o dominację z potem i zapachem wymiocin. Choć zapach
wymiocin zazwyczaj pojawia się w okolicach północy pierwszego dnia, to jest
niesamowitą zapowiedzią mieszania smaków.
Polacy to bowiem prawdziwi koneserzy, którzy dopiero po
spróbowaniu dwóch rodzajów wódki, wypiciu trzech piw i wina z kubka
(plastikowego, oczywiście. Nie jesteśmy barbarzyńcami, żeby wino pić z gwintu)
są w stanie stwierdzić, że najlepszy smak ma spirytus rozrobiony z wodą z
ogórków kiszonych. Smak alkoholu miesza się ze smakiem staropolskich wyrobów
mięsnych - kiełbasy z babuni, kaszanki teściowej, flaczków cioci Gosi, żeberek
z kurczaka, karczka wujka Józka i czegoś, co można by było nazwać kiełbasą
wyborową, ale bliżej jej jednak do karmy dla psa. Dopiero po tym wszystkim
następuje kumulacja - bęben maszyn jest pełny, a mimo to następuje zwolnienie
blokady. Tryska fontanna rozmaitości, co najważniejsze jednak - po takiej
wygranej człowiek czuje się, jakby zarazem wypluł żołądek wraz ze śliną, ale także,
jakby wygrał zmartwychwstanie, bo już po niedługim czasie gotowy jest na
zjedzenie spalonej karkówki, której nikt nie zauważył w popiele ogniska.
Tak mija wieczór - dzień pierwszy, drugi, trzeci. A człowiek
widzi, że były dobre.
Gdy słońce dobrze praży, mamy darmowy festiwal mody.
Najczęściej jest to moda kontrastowa - im ktoś potrafi zjeść więcej kaszanek,
tym bardziej obcisłe zakłada ubrania. Im facet ma większy brzuch, tym chętniej
go odkrywa. Dopiero podczas majówki człowiek dowiaduje się, że koszula wcale
nie ma guzików po to, żeby można ją było swobodnie założyć i zdjąć, lecz by można
było w końcu przewietrzyć pachy, a przy okazji pokazać światu swój wymodelowany,
tylko trochę zarośnięty szczeciną brzuch. Klapki przeżywają drugą młodość, lecz
przemija ich miłość do białych skarpet - ważniejsza jest goła stopa, o
zadbanych, długich paznokciach, tylko trochę przybrudzonych i łuszczących się.
Bo przecież nic, co ludzkie i grzybowe nie jest nam obce.
Tam, gdzie młodzież, tam festiwal muzyczny. Im głośniej, tym
lepiej. Im mniej melodyjnie, tym także lepiej, bo aktualnie znacznie przyjemniej
brzmi wirujący od pralki bęben niż jakiekolwiek kultowe kawałki. Płaczące od
upału i tłoku dzieci, a także narzekające na zimno, upał, deszcz, śnieg, a
ostatecznie na temperaturę umiarkowaną staruszki, to najlepsze chórki, jakie
słyszał świat. Najbardziej wytrwałe, zasilane energią, o jakiej Tony Stark
mógłby tylko pomarzyć.
Ostatecznie majówka to festiwal różnorodnych osobowości. Festiwal
humorów i ich braku. Dlatego mam nadzieję, że będziecie na siebie uważać. A
także na innych. Więc nie tylko starajcie się na nie zwymiotować na nikogo, ale
także nie dajcie nikomu zwymiotować na siebie. Zarówno po mieszaninie smaków i
zapachów, jak i mieszance towarzyskiej.
Bawcie się dobrze!
Komentarze
Prześlij komentarz