Lepiej nie będzie (17): Wolność! Godność! Sprawiedliwość!
Na niedzielny
spacer wybrałem się na ulicę Piotrowską. Choć to w sumie nie był taki zwykły
spacer. Po prostu załatwiałem pewne sprawy, ale załóżmy, że jestem człowiekiem
wolnym i robię sobie, co chcę i kiedy chcę. Dziś więc naszła mnie ochota na
spacer po miejscu oddalonym od mojego mieszkania o jakieś pięć kilometrów. Kto
mi zabroni?
Oczywiście już
od dawna, gdy wychodzi pełne słońce, miasto oblegają tłumy, więc nie inaczej
było tym razem. Chcąc iść szybko, trzeba slalomem wszystkich wymijać, ale w
pewnym momencie z zaciekawieniem zwolniłem. Obserwowałem. Po drugiej stronie
ulicy szła bowiem dość młoda para. Raczej normalna, raczej trzeźwa, czemu
jednak przeczyło to, że facet co kilkanaście kroków krzyczał:
- Wolność!
Godność! Sprawiedliwość! Wracajcie!
Wszyscy się
obracali, obdarzali parę nieprzychylnymi spojrzeniami, sporo osób się śmiało.
Dopiero gdy facet zawołał te trzy słowa jeszcze raz, dosłyszałem, że kobieta w
międzyczasie gwiżdże i cmoka, jakby wołała psy. No i racja - kilkanaście kroków
przed nimi maszerowały trzy psy, które zupełnie nie reagowały na wołania
faceta, tym bardziej, że ten, wołając po raz kolejny, wybuchnął śmiechem i siłą
rzeczy ściszył głos.
Żart ewidentnie
mu się podobał. Choć jeśli te psy naprawdę się tak nazywały (przy czym
określenie „naprawdę” jest dość absurdalne, bo przecież psa można nazwać
jakkolwiek się chce, nikt tego nie weryfikuje. A szkoda, śmiesznie byłoby,
gdyby każdy właściciel zwierzątka, chcąc pełnoprawnie je nazwać, musiałby zorganizować
u weterynarza chrzest, po którym rodzice chrzestni daliby psu chrupka i
podpisali się uroczyście w książeczce zdrowia na potwierdzenie chrztu i dla
zapewnienia, że w razie urlopu właścicieli zawsze przygarną zwierzątko do
siebie). Więc jeśli te psy „naprawdę” się tak nazywały, to w sumie gratuluję
ich właścicielom pomysłowości (zdecydowanie przebijają tym parę, którą kiedyś
spotkałem na dworcu w Kutnie, wołającą na swojego psa „Gombrowicz”).
W końcu facet zawołał
jeszcze raz, kobieta zagwizdała, a psy nareszcie zatrzymał się i poczekały na
swoich właścicieli. Gdy jednak ci zrównali się ze swoimi czworonogami (oczywiście
nie mam na myśli poziomu inteligencji), jeden z psów przystanął i zesrał się na
środku chodnika.
Kompletnie nie
wiem, czego to może być metafora, ale wydaje mi się ona bardzo trafna.
Poprzedni wpis: Przeszłość i kreskówki
Zachęcam do zamawiania mojej nowej powieści.
Papier (np. Tania Książka):
Ebook/audiobook (np Empik):
Komentarze
Prześlij komentarz