Skowyt. Rozdział 1
Zachęcam serdecznie do przeczytania pierwszego rozdziału "Skowytu" (premiera 4 października), drugiego tomu serii kryminalnej z komisarzem Robertem Foksem.
1.
Wybiła
czwarta w nocy, gdy drżący na całym ciele mężczyzna znalazł się w pobliżu
mostu. W pierwszej chwili wcale nie chciał na niego wchodzić. Potrzebował
odetchnąć, poukładać w głowie myśli, choć wiedział, że nie będzie to łatwe. Nie
mógł wyciszyć krzyków, które rodziły mu się w głowie. Miał nadzieję, że
kilkustopniowy mróz załagodzi nieco sytuację i pozwoli mu choć trochę zapanować
nad wewnętrznym chaosem. Gdy jednak zza ściany równo sypiącego śniegu wyłonił
się zarys budowli, zrozumiał, że jest tylko jedno wyjście.
Po
kilku krokach odwrócił się i zobaczył, że wszystkie ślady, które pozostawił za
sobą, po chwili dosłownie znikają, jakby pogoda chciała ukryć jego zamiary.
Osłaniała też sylwetkę mężczyzny przed oczami przypadkowych osób, które
sporadycznie obok przejeżdżały. Kierowcy skupiali się na pilnowaniu
odpowiedniego kierunku jazdy i nie wytężali wzroku w poszukiwaniu przechodniów
przy barierce. Tym bardziej tutaj, na moście. Nie chcieliby, żeby ta noc
zmieniła się dla nich w koszmar.
Mężczyzna
był jednak przekonany, że nigdy nie poczuliby tego, co od dawna czuł on.
Jeszcze jakiś czas temu walczył, ale teraz już wiedział, że przegrał. Kiedyś
musiał nastąpić moment, w którym należało się poddać. Dziś on nadszedł.
Wypełniała
go złość. Rozczarowanie i frustracja. Było już jednak za późno na jakąkolwiek
nową reakcję.
Doszedł
do połowy mostu, stanął przy barierce i zapatrzył się w ciemną, przecinaną
płatkami śniegu przestrzeń. Nie wiedział, czy rzeka jest zamarznięta i czy w
ogóle mroczne pasmo, w które się wpatruje, jest wodą, czy może jeszcze twardym,
daleko wysuniętym brzegiem, który z pewnością przyjąłby jego bezwładne ciało o
wiele chętniej. Spotkanie z nim przyniosłoby szybszą ulgę niż zanurzenie się w
lodowatej toni.
Teraz
nie miało to dla niego już jednak większego znaczenia. Chciał po prostu przejść
za barierkę i zrobić ten jeden ostatni krok, mający przynieść ostateczną ulgę.
Nie zastanawiał się więc dłużej i drżącymi, zmarzniętymi dłońmi złapał za
stalowy pręt oddzielający go od przepaści. Poczuł, jak skóra przywiera do
zmrożonej powierzchni, dając absurdalne w tym momencie poczucie bezpieczeństwa,
jakby to delikatne połączenie miało uchronić go przed zsunięciem się z wąskiego
i śliskiego krańca mostu, chociaż właśnie tego teraz najbardziej pragnął.
–
Ale czy na pewno? – spytał samego siebie, lecz jego własny głos zabrzmiał dla
niego bardzo nienaturalnie. Nie miał pewności, czy sam zadał to pytanie, czy
może stojący kilka metrów dalej mężczyzna. Ledwo go dostrzegał; ubrany był w czerń
i zasypany śniegiem, dlatego zlewał się z tłem.
–
Proszę nie skakać – powiedział, gdy podszedł nieco bliżej. – Na pewno jest choć
jeden powód, dla którego warto żyć.
Zastanowił
się chwilę, z powrotem spoglądając w otchłań. Zdawało mu się, jakby i ona patrzyła
na niego swoimi ciemnymi, głębokimi oczami, które jednych przerażały, drugich
hipnotyzowały, a jeszcze innych kusiły.
Przechodzień
stanął na wyciągnięcie ręki, ale nie zamierzał go dotykać. Nie wyjął nawet
dłoni z kieszeni płaszcza. Nie chciał siłą przekonywać do swoich racji, a
jedynie zachęcić do rozważenia innej opcji.
–
Nic mi już nie zostało – odparł, powoli odsuwając się od barierki w stronę
przepaści. – I nawet nie chcę szukać żadnych pozytywów.
–
Ktoś cię skrzywdził? – spytał nieznajomy, oglądając się na przejeżdżający
samochód. Pojazd na szczęście się nie zatrzymał.
–
Wiele osób – odparł zgodnie z prawdą. – Każdy, kogo znałem. Prawie każdy –
dodał po chwili milczenia. Nie mógł zapominać o tej, którą kochał bezwarunkową
miłością.
Dla niej mógłbym zrobić wszystko,
pomyślał.
–
Więc zrób tę jedną ostatnią rzecz – powiedział obcy, jakby potrafił czytać w
myślach. Może był tylko wytworem wyobraźni, którego potrzebował załamany
mężczyzna, żeby samego siebie przekonać do pomysłów, które dotychczas tylko
tliły się gdzieś głęboko w nim.
–
Myślisz, że to pomoże mi poczuć ulgę? – spytał, chociaż prawdziwa ulga czekała
na niego kilkadziesiąt metrów niżej.
– Ty już nie poczujesz ulgi – odparł szczerze przechodzień. – Ale ci, którzy cię skrzywdzili, mogą poczuć ten sam ból, który znasz tylko ty. Właśnie tego ci teraz potrzeba.
–
Tak – poparł go, cofając się z powrotem do barierki. – Właśnie tego mi teraz
trzeba – powtórzył i wspiął się po metalowych prętach, lecz niespodziewanie
noga omsknęła mu się na śliskiej powierzchni. W ostatniej chwili zdążył chwycić
ją drugą ręką. Nie spadł, lecz nic w tamtej chwili nie poczuł. Wypełniała go
pustka. Uświadomił to sobie i już wiedział, że jest gotów zrobić wszystko. Nic
nie mogło go powstrzymać.
Książkę możecie kupić tutaj: bit.ly/skowyt_ksiazka
Rozdział 2 i 3 - TUTAJ
Komentarze
Prześlij komentarz