Lepiej nie będzie (8): Libacje tam takie wyprawiają...
Rzadko
upijam się w mieszkaniu. Albo inaczej — w ogóle rzadko się upijam, a jak już,
to w barze, albo na jakiejś domówce. Jednak kilka dni temu zachciało mi się
wina. Kupiłem czerwoną kadarkę, włączyłem film („Zostań” — polecam serdecznie,
genialny film ze znakomitymi jak zwykle McGregorem i Goslingiem) i tak sobie
oglądam, piję, w połowie (zarówno filmu jak i butelki) niemal już usypiałem,
ale chwila była na tyle przyjemna, że udało mi się wytrwać do końca (znów — w
odniesieniu do obu elementów). Wybiła godzina druga w nocy.
Co
mogło pójść nie tak?
Tak
jak rzadko piję w mieszkaniu, tak samo rzadko wchodzę w interakcje z sąsiadami.
Pode mną mieszkają Ukraińcy, nade mną jakaś kobieta, u której jakiś czas temu zalęgły
się karaluchy i rozeszły po bloku, obok natomiast, za ścianą, mieszka młode
małżeństwo z dzieckiem. Dwa, może trzy razy rozmawiałem z sąsiadem stamtąd:
—
Dzień dobry, podobno kurier zostawił u państwa przesyłkę do mnie.
—
Tak. Proszę.
—
Dziękuję bardzo, przepraszam za kłopot.
Do
tego się to wszystko ogranicza (raz do nich dzwoniłem, bo pod drzwiami stały
dwie torby z chińskim jedzeniem, ale nikt nie otwierał).
Kiedy
więc musiało dojść do kolejnego spotkania?
Po
butelce wina, zataczając się, wyszedłem na balkon zapalić (przy czym w
mieszkaniu palę jeszcze rzadziej niż piję, no ale wtedy chciałem mieć pełen
zestaw). Podpalam, opieram się zmarnowany o barierkę i nagle słyszę, jak ktoś z
naprzeciwka woła:
—
Yyysiusz...
Albo:
—
Krzyszszszsz...
Ewentualnie:
—
Szyśśś…
Ni
cholery nie szło zrozumieć.
Na
balkon obok wyszła kobieta, potem jej mąż. Popatrzyli na mnie, ja starałem się
stać prosto, potem wrócili do mieszkania i wyszli znów, gdy krzyki się
powtórzyły.
—
Ciekawe, o co chodzi.
—
To chyba za blokiem — powiedziałem dość wyraźnie, bo akurat w tej wypowiedzi
nie było żadnych głosek syczących ani szumiących. Dobra moja!
—
Nie, tutaj.
Naprzeciwko
naszego bloku znajduje się drugi, tylko pomiędzy rosną wysokie topole.
—
Nie widzi pan, bo topole panu zasłaniają.
—
Aha.
—
Jakaś kobieta w szlafroku, ciekawe, może ktoś nie chce jej otworzyć drzwi.
Podobno
już od godziny stała pod blokiem i wołała, nawet Ukraińcy się dziwili, o co
kaman, a ja oglądałem film i nie słyszałem.
Postałem
jeszcze trochę na balkonie, próbowałem normalnie odpowiadać sąsiadom, paliłem,
zataczałem się. Po jednym litrze kadarki — podkreślmy. Dla akurat zmęczonego
organizmu to chyba dość dużo.
Bełkotałem,
oni się dziwnie patrzyli, wysnuwaliśmy absurdalne wnioski, aż w końcu się rozeszliśmy.
Nie było to jakoś specjalnie dziwne, ale ja zawsze z jakiegoś dziwnego powodu sąsiadom
pokazuję się z nienajlepszej strony (prawo Murphy’ego?). Ale przynajmniej była
okazja żeby zamienić z nimi parę słów, bo normalnie pewnie od razu bym
spieprzył z powrotem do środka. A tak inna pijana osoba wołająca kogoś (kto
ostatecznie zgasił światło i nie wiem, czy wpuścił tę kobietę do środka, czy
nie) sprawiła, że mogłem bliżej poznać sąsiadów (teraz wiem tyle, że chodzą
późno spać). A oni poznali mnie — dowiedzieli się, że sam się upijam, chodzę
spać dopiero późno w nocy i palę na balkonie po kilka papierosów pod rząd.
Życie
w bloku jest piękne.
_____________________________ Odwiedź mnie również na:
- Facebooku: @powaznypostczłowiek
- Instagramie: @postczlowiek
_____________________________ Odwiedź mnie również na:
- Facebooku: @powaznypostczłowiek
- Instagramie: @postczlowiek
Komentarze
Prześlij komentarz